Szybko minęły 4 miesiące od urodzenia mojego synka i nadszedł czas na nowy etap w Jego życiu, czyli wprowadzanie do Jego menu posiłków innych niż moje mleko.
Pierwszy "dorosły" posiłek dziecka to ogromny stres dla rodzica. Tak przynajmniej było w moim przypadku ;) Pojawiają się od razu pytania: "Który dzień będzie najlepszy na ten nowy posiłek? Może poczekać jeszcze kilka dni, bo może jest za mały? Ale żeby nie było za późno (bo przecież gluten trzeba wprowadzić w 5 miesiącu)? Dzień został wybrany. Kasza manna czeka, tylko z czym ją teraz podać? Siostra rozpoczynała od jabłuszka (zalecenia jej lekarza). Nam pani doktor zalecała rozpocząć od warzy: marchewki i ziemniaczka, a w internecie znajdzie się jeszcze kilka innych pomysłów. Zdecydowaliśmy się zaufać naszej pani doktor i gotuję sama przecier marchewkowo-ziemniaczany. Od tygodnia mój synek dostaje codziennie porcję takiego dania.
Przyznaję, że za każdym razem po przygotowaniu tej papki jestem niezwykle z siebie dumna i proszę się nie śmiać - myślę, że mniej zadowolona byłabym z przygotowania samodzielnie wykwintnego obiadu ;)
Ale nie o tym chciałam pisać. Do napisania skłoniło mnie bardzo ciekawe odkrycie związane z rozszerzaniem diety Huberta (tak ma na imię mój synek). Otóż zauważyłam, że mój synek marchewkowo-ziemniaczanej papki nie traktuje wcale jak jedzenia! Zakładam, że on uważa, że 'tym' nie da się najeść - szok. Przecież dla nas - dorosłych niewyobrażalne jest najadanie się przez cały dzień tylko mlekiem, dodatkowy 'konkretny' posiłek jest konieczny - jak inaczej mieć energię na cały dzień? I takie też myślenie przełożyłam na moje dziecko. Założyłam, że już po pierwszym dniu Hubert będzie wiedział, że ta pomarańczowa papka ma sprawić, że nie będzie głodny. Jakie było moje zdziwienie, gdy wczoraj, podczas próby karmienia Hubert zaczął na początku protestować, a potem głośno płakać, że On chce jeść! Wiedziałam, że może być głodny, dlatego go karmiłam - dla mnie było to logiczne. Dlatego lekko zdezorientowana, początkowo nie zrozumiałam Jego komunikatu i po wyjęciu go z krzesełeczka próbowałam go uspokajać, sprawdzać pieluszkę - w końcu, po kilkunastu minutach zaczęłam go karmić mlekiem i... uspokoił się:) Jadł uśmiechnięty, bo w końcu dostał to, co uważał za jedzenie i za jedyną rzecz, która może zaspokoić jego głód.
Co On myśli zatem o przygotowywanej przeze mnie marchewce? Czy myśli, że to nowa forma zabawy z mamusią? :) Małe dzieci są doprawdy niesamowite! a ich świat cudowny i całkowicie inny niż nasz. Każdy dzień dzięki Hubertowi jest teraz nową przygodą, codziennie się czemuś dziwię i odkrywam nowe rzeczy, a żeby tego nie zapomnieć mam zamiar to spisywać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz