Dwa dni temu wróciliśmy z naszych pierwszych wspólnych wakacji. Mój mąż nieoczekiwanie dostał 2 tygodnie wolne w pracy i postanowiliśmy pojechać nad morze. Wyprawa na wariackich papierach, ale wyznaję zasadę, że takie są najlepsze ;)
Pierwszym wyzwaniem okazało się pakowanie bagaży :) Jak zaczęłam zbierać i pakować rzeczy Hubusia - te najpotrzebniejsze oczywiście, to okazało się, że albo nasz samochód jest za mały albo, że nasz samochód jest za mały ;) Zdziwiło mnie to ogromnie, gdyż jeszcze w czasie ciąży zmienialiśmy samochód na większy, aby pomieścić wózek i nasze bagaże. Na chwilę obecną śmiem twierdzić, że dla rodziny z niemowlakiem najlepsza na wyjazdy byłaby ciężarówka.
Wracam do pakowania. Zaczyna się od ubranek, coś na zimną pogodę, coś na jeszcze gorszą oraz coś na ładną i ciepłą jesienną pogodę, do tego jeszcze ręcznik, kocyk, kosmetyki i walizka pełna. A gdzie lekarstwa? Hubuś miał katar więc potrzebne były krople, na wszelki wypadek coś od gorączki (odpukać w niemalowane), witaminy - w tej części chyba wszystko mam. Paczka pampersów (resztę się dokupi), nosidełko na spacery nad morzem, wózek gondolka z folią przeciwdeszczową już siedzą w samochodzie. Bagażnik jakoś daje radę, ale to jeszcze nie koniec. Przecież Hubuś zaczął jeść coś więcej niż moje mleko. Łyżeczka, miseczka, deserek, zupka (resztę się dokupi), kasza manna - o nie - zapomniałam o śpiworku do spania, przecież Hubert ze wszystkiego innego się wykopuje! Chyba wszystko, teraz moje bagaże (muszę się zmieścić do małej torby. Niewykonalne? Mama potrafi wszystko :) Niewielki bagaż męża i już stelaż wózka jedzie jednak z nami w środku, ale bagażnik jakoś się dopiął. Ostatni rzut oka na mieszkanie i przypominam sobie o rogalu do karmienia (niezbędny w podróży samochodem jak się już zdążyłam zorientować), zabawkach na drogę, mojej kosmetyczce... Chyba wszystko (oczywiście czegoś zapomnieliśmy, ale teraz nie pamiętam czego ), samochód zapakowany jedziemy :)
Trochę obawialiśmy się tego, jak nasz maluszek zniesie 8 godzinną podróż samochodem więc w połowie drogi zatrzymaliśmy się na nocleg. Rozwiązanie to okazało się zbawienne, ponieważ Hubertowi niedzielna podróż nie podobała się. Poniedziałkowa przebiegła tylko trochę lepiej, dlatego bardzo bałam się drogi powrotnej. Musieliśmy robić więcej postojów, Maluszek był marudny i ciężko mu się zasypiało.Udręki podróży zrekompensowało całkowicie polskie morze. Co prawda o kąpieli nie było już mowy, ale same spacery nad wodą i możliwość spędzenia czasu tylko we troje sprawiły, że były to dla mnie najlepsze wakacje :)
Niestety po tych dwóch tygodniach Hubert złapał katar, który przerodził się w infekcje górnych dróg oddechowych, ale o tym napiszę później. Dodam tylko, że podróż powrotną zniósł bardzo dobrze, albo spał, albo bawił się. Robiliśmy tylko dłuższe niż pół godzinne spacery i zamiast na stacjach benzynowych zatrzymywaliśmy się też na wycieczki z nosidełkiem po przydrożnych atrakcjach. Oczywiście drogę powrotną też przebyliśmy w dwóch etapach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz