wtorek, 25 listopada 2014

Marazm

Mąż w delegacji. Od kilku dni z Hubertem znów spędzamy czas we dwoje i choć kocham nad życie tego małego stworka, to gdyby nie znajomi, którzy od czasu do czasu przychodzą w odwiedziny i przypominają, że miałam kiedyś inne życie, to chyba bym zwariowała.
Nie żałuję niczego, wręcz przeciwnie - cieszę się, że jestem tu i teraz. Cieszę się z każdej chwili jaką mogę spędzić z Hubertem. Ale czasami człowiek potrzebuje małej, maleńkiej odskoczni. Ot tak, żeby nie zwariować... Żeby nabrać sił, bo nie oszukujmy się, potrzeba dużo sił, żeby być mamą, nawet jak się ma tak słodkie, dobre i spokojne dziecko (dzięki Bogu;) ).
Chwilowa zmiana otoczenia, zakupy - ale nie spożywcze do domu. Tylko coś dla siebie, żeby przypomnieć sobie, że pojęcie Ciebie jeszcze nadal istnieje, że istnieję jeszcze 'Ja', a nie tylko 'My'...
Chwilowa zmiana otoczenia, bo dłuższa sprawiłaby chyba, żebym się zamartwiła. Uzależniłam się już od Niego i nie wiem, kto bez kogo nie mógłby dłużej wytrzymać.
Głowa podzielona. Myślę sobie, zrób coś dla siebie. Możesz wyjść z domu na kilka godzin, Hubert ma już 7 miesięcy, jest dużym chłopcem, poradzi sobie, a poza tym, to będzie dobra lekcja zanim pójdzie do żłobka. Druga ja lamentuje: zostawić Go? Mojego małego synka? Przecież on potrzebuje mamy! ( A może, to mama bardziej potrzebuje Jego?).
Wpadłam dziś w marazm, nic mi się nie chce. Uczyć mi się nie chce (miałam plany nauki nowego języka - udało się przez 3 miesiące). Do pracy wracać nie chcę. Nawet pisać mi się nie chciało - czuję wszechogarniające mnie zmęczenie, ale piszę - z nadzieją, że jak się wygadam, to wezmę się w garść.
Muszę wziąć się w garść. Muszę częściej pisać. Muszę zmotywować się do kontynuowania nauki. Muszę przejść na dietę i stracić brzuch (w to wątpię ;) -żart z samej siebie).
Dobrze, że są przyjaciele. Dla Ciebie mężu też wielkie dzięki, za to, że jesteś :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz